Pan prof. Tadeusz Gadacz w
wywiadzie "Nie ma szczęścia bez
myślenia" (dodatek "Niezbędnik inteligenta" 50 numer czasopisma
Polityka z 17.12.2005r.) napisał "rzeczy ciekawe i takie nad
którymi często się nie zastanawiamy" - cytat z wypowiedzi na forum o2,
dział "Moralność i etyka".
Czy Pan Profesor był rzeczywiście tak bardzo odkrywczy ? Przekonamy
się...
Niech za motto mojego komentarza posłuży wypowiedź zasłyszana
przypadkowo w przejściu podziemnym w okolicach Dworca Centralnego w
Warszawie. W podnieceniu jedna ze studentek Uniwersytetu Warszawskiego
wykrzyknęła do swojej koleżanki następujące słowa:
"...z Ryśkiem ! On jest z Politechniki. To jest mózg !!!"
Po zapoznaniu się z wywiadem Jacka Żakowskiego z Panem Profesorem,
oczom mojej wyobraźni ukazał się człowiek o wysokiej kulturze
osobistej, człowiek „z kościami dobry” i erudyta ciekawy „mechanizmów”
tego świata. Na ile jest to obraz wiarygodny, a na ile jest on
artystycznym przetworzeniem dokonanym przez autora wywiadu, trudno
dociec... Wstępnie zakładam, że mam do czynienia z iście zwierciadlanym
odbiciem.
Jednocześnie jednak staje się oczywiste, że Pan Profesor delikatnie
rzecz ujmując, nie fascynuje się techniką, boi się jej – bo jej do
końca nie pojmuje. Nieznane obszary wiedzy technicznej i przyrodniczej
wzbudzają w nim odruchową bojaźń. Efekty tego stanu są wyraźnie
widoczne w treści całego wywiadu i w sposobie widzenia świata, który
Pan Profesor chciałby czytelnikowi z wielką delikatnością zasugerować.
Pan prof. Gadacz w swoim wywiadzie skontrastował i przeciwstawił sobie
dwa światy:
1. prymitywny i groźny świat bezdusznej techniki,
nazywając go „kulturą prawego kciuka”. Na zasadzie kontrastu przypisał
mu cechę pobieżności i prymitywizmu w sposobach rozumowania.
2. wspaniały świat filozofii – matki nauk wszelakich.
Świat Kanta, Hegla, Platona, Tomasza z Akwinu i niezliczonej wprost
liczbie innych uczonych filozofów... Światu temu przydał atrybuty
zdyscyplinowanego myślenia, nieograniczonych horyzontów i trudnej do
jednoznacznego określenia „szlachetności” filozoficznego sposobu
rozumowania.
Podział ten jest największym błędem Pana Profesora, o drobniejszych
potknięciach nie wspominając. Tu leży główny problem z którego wynika
zdziwienie Pana prof. Gadacza, że oto (cytuję) : „Jest jakiś groźny
wirus w korzeniach dzisiejszej cywilizacji, w źródłach kultury, naszego
człowieczeństwa i rzeczywistości duchowej.”
Jednocześnie jednak z treści wywiadu wynika, że Pan Profesor postrzega
owo zjawisko jako rodzaj „fatum” i jest świadomy jego nieuchronności.
To podświadomy strach przed „terra incognita” jaką dla Pana Profesora
jest „kultura prawego kciuka” sprawia, że jawi mu się ona jako „groźny
wirus”, jako ziemia zasiedlona przez Psiogłowców gdzieś na krańcach
świata, gdzie na „żeglarzy prawdziwego rozumu” czyhają stwory morskie i
bezdenne otchłanie.
Każdego „Kolumba” który odważyłby się wybrać na ten groźne „wody” a
priori uznałby za szaleńca.
Furtianie ze Szkoły Filozoficznej Wyznawców Wiary w Inteligencje
Człowieka „Sekta im. Giordano Bruno” są właśnie takimi szaleńcami...
Jest nas ledwie garstka i nie mamy nawet 2 „statków” - a jednak mimo to
udało się nam odkryć „nową drogę do Indii”. Czy to są rzeczywiście
Indie o które nam chodziło - to sprawa otwarta. Jednak nowa droga stała
się już faktem i prowadzi wprost na zupełnie nie znany ląd. Okazuje
się, że nie jest to „ląd” zupełnie nie zasiedlony. Niektórzy uczeni i
badacze trafili już tam - całkiem przypadkiem. Poniosły ich tam „prądy
morskie” wyników ich badań - a im się ciągle jeszcze wydaje, że są „na
starym kontynencie”. Nie mają pojęcia, że to jest „Ameryka”. Ten nowy
kontynent jest już zasiedlony przez część socjobiologów,
fizykochemików, nanoinżynierów, genetyków, cybernetyków, etc. etc.
Dla Pana Profesora Tadeusza Gadacza to chyba same dziwne stwory...
Ci współcześni „Psiogłowcy” nie znają niestety całej swojej „Ameryki”.
Żyją i funkcjonują w pewnych jej krainach, eksplorując ją i
„polując” na wszystko co się da. Furtianom udało się ten nieznany
kontynent „opłynąć wkoło”. Znamy jego brzegi – ale niestety mamy
kiepskie rozeznanie co zawiera interior. By się weń bezpiecznie
zapuścić, nieodzowna nam jest pomoc „plemion naukowców” które już tam
bytują od dawna i udało się im częściowo ten „teren” rozpoznać i
sporządzić jakieś „mapy”.
My Furtianie z przyjemnością zostawimy uczonych filozofów „starego
kontynentu” wraz z tutejszymi „strachami” zabobonami oraz rozlicznymi
tabu. Z rozkoszą porzucimy zatęchłe uliczki Platona i Hegla, Heideggera
i Carla Smidta, Louisa Lavelle i Ernsta Jungera, gdzie człowiek
zamknięty w zaklętym kręgu katolickich murów obronnych jest zmuszony
krążyć nieustannie tymi samymi deptakami. Mamy dość dusznej atmosfery
autorytarnego smogu oraz plagi szczurów żywiących się bezczelnie i
bezkarnie tym, co w pocie czoła zgromadziliśmy w naszych spiżarniach.
Współczesną „kulturę prawego kciuka” tak naprawdę celebruje zupełnie
ktoś inny, niż to wynika z wywiadu udzielonego przez Pana prof.
Gadacza. Nie jest to kultura bezdusznego społeczeństwa technicznego,
lecz kultura podobno bardzo uduchowionego społeczeństwa
chrześcijańskiego - posługującego się wytworami techniki. To kolejny
błąd w rozumowaniu Pana Profesora. Faktem jest, że (niewielkie
niestety) społeczeństwo prawdziwie techniczne, nie robi prawie nic, aby
popularyzować prawdziwą naukę. Dlatego Pan Profesor wydaje się nie
rozumieć, że prawy kciuk nie zapewnia żadnego kontaktu z techniką. Do
tego celu służy rachunek różniczkowy i całkowy, rachunek macierzowy,
rachunek prawdopodobieństwa, etc. etc. etc. Z prawdziwą techniką mają
kontakt (dla przykładu) jedynie ci, którzy nieustannie myślą, jak
skonstruować i zaprogramować bardzo wyspecjalizowany w swoich funkcjach
mikrokomputer (z niewielkim dodatkiem służącym do łączności radiowej) -
czyli telefon komórkowy. Starają się zrobić to tak, żeby przeciętny i
bardzo uduchowiony „Chrześcijanin” miał absolutne wrażenie pełnego
kontaktu z tą wstrętną oraz bezduszną techniką i nie musiał używać w
tym celu niczego więcej poza własnym kciukiem. Robią to mając
świadomość konieczności, ponieważ przeciętny „Chrześcijanin” nie
potrafi na co dzień posługiwać się rachunkiem macierzowym i nie sposób
tego od niego wymagać. Lepiej niechże ma więcej czasu aby wznosić się
na wyżyny uduchowienia i wzorców moralnych...
Zarówno dla Pana prof. Gadacza jak i dla innych uczonych humanistów
cała ogromna dziedzina postrzegania świata jest niestety zamknięta.
Tymczasem ludzie szeroko rozumianej techniki potrafią dostrzec piękno
zarówno w obrazach Rembrandta, utworach Mozarta - jak i w konstrukcji
angielskich lokomotyw, u których cylindry parowe były przemyślnie
umieszczane w podwoziu. Ludzie ci potrafią wyrazić się np. o
rozwiązaniach układów elektronicznych, że są konwencjonalnie nudne,
ciekawe, piękne, a nawet zabawne.
Osobiście znam pewnego szanowanego inżyniera, który czasami używa
określenia „przerost elektroniki nad zdrowym rozsądkiem”. Smaczku Jego
wypowiedziom dodaje fakt, że inżynier ten jest poważanym elektronikiem
- automatykiem.
Czy nigdy nie zdobyliście się na myślenie o pistolecie maszynowym
Kałasznikowa jako dziele sztuki ? Co z tego, że jest to dzieło
sztuki inżynierskiej - jednak jest to dzieło sztuki !
Jego wyrafinowana prostota jest w pełni artyzmem i zupełnie nie istotne
jest to, że ten artyzm służy niestety do zabijania.
Podobny artyzm odnalazłem w niesłychanie prostym układzie
elektronicznym, zbudowanym przez Furtiana Piotra. Na Jego cześć nadałem
mu nazwę "monostabilny, bezprzerzutnikowy przerzutnik typu
piotr". Wierzcie mi lub nie – ten banalny w swojej wyrafinowanej
prostocie układ elektroniczny jest naprawdę dowcipny i mnie rozśmiesza.
Nic na to nie poradzę, że dla humanisty to tylko kilka nudnych
oporników i innych elektronicznych „cyngwajsów”.
Na szczęście istnieją całe ogromne obszary postrzegania świata w
których zgadzam się z opiniami Pana prof. Tadeusza Gadacza. Trudno nie
zgodzić się z opinią, że generalnie myślenie "stało się sztuką ginącą".
Nie sposób zaprzeczyć opinii, że „To nie troglodyci są aintelektualni,
tylko polskie elity”. Także zgadzam się z opinią, że „analityczne
myślenie musimy ćwiczyć latami”. Twierdzę jednak, że do tego celu o
wiele bardziej nadają się nauki przyrodnicze, ścisłe i techniczne – niż
poznawanie historii filozofii.
Proszę zwrócić uwagę, z jaką atencją Pan Profesor w swoim wywiadzie
wyraża się o tzw. „analitycznym myśleniu”. To typowe i jakże
„filozoficzne” zatrzymywanie się w połowie drogi do poznawania
rzeczywistości. Chyba na zasadzie autosugestii nauczyliśmy się uważać,
że skoro przeanalizowaliśmy jakiś temat – to poznaliśmy wszystko to,
czego w danych warunkach można się było dowiedzieć.
To jest jednak poważny błąd rozumowania. Po dokonaniu analizy powinna
zawsze następować synteza (uogólnienie) z określeniem reguł (np. wzorów
matematycznych).
Wyjaśnię to na prostym przykładzie.
Jasio dokonał „analizy” zegarka swojego taty za pomocą śrubokręta
i dowiedział się co jest w środku. Jasio nie potrafił jednak złożyć
wszystkich części na powrót – ale nie dostał lania od ojca, bo to był
dobry ojciec...
Janek dokonał „analizy” zegarka swojego ojca za pomocą
zegarmistrzowskiego śrubokręta.
Potem tenże zegarek złożył („zsyntetyzował”) i uruchomił. Gdy ojciec
przyszedł po pracy do domu oświadczył mu z dumą. "Tato, potrafię
składać zegarki - chcę zostać zegarmistrzem !"
Janek jest słusznie dumny z siebie, bo posiadł prawdziwą wiedzę o
zegarkach. Dzięki dokonanej syntezie nabył przecież umiejętność
składania zegarków o podobnej konstrukcji.
Naukowców - inżynierów, którzy wiedzą jaka jest ostateczna prawda w
spawach wytrzymałości materiałów raczej nie zwalnia się z pracy. Pan
Profesor twierdzi natomiast, że (cytuję) : „Gdybym wiedział jaka jest
ostateczna prawda, powinni mnie zwolnić z uczelni”. Wśród filozofów
istnieje naprawdę dziwaczna maniera odżegnywania się od formułowania
wniosków końcowych. Mamy zatem dogodne warunki do „analizowania
dyskusji o dyskutowaniu na temat filozofowania o filozofii”. Furtianie,
dla uniknięcia tego zagrożenia zwanego u nas „zapętleniem filozofa” po
prostu sformułowali zakaz „Brzytwę Furtiana”.
Zakaz ten ma oczywiście swoje logiczne uzasadnienie, oparte na
świadomości związków „materia - informacja” oraz na powszechnie znanych
elementach wiedzy medycznej.
Wielkim wizjonerem był La Mettrie, gdy pisał swoją książkę „Człowiek
maszyna”. Sztucznych sieci neuronowych oraz znajomości „mechaniki” kodu
DNA podówczas nie było... Niestety, pomimo zgromadzenia ogromnego
bagażu wiedzy, zwykły człowiek (który do tejże wiedzy nie ma dobrego
dostępu) ciągle marzy o nadprzyrodzonej cudowności, która da mu
wyjaśnienie „sensu istnienia”.
Tymczasem tą prawdziwą i jedyną cudowność ma tuż przed samym nosem – na
wyciągniecie ręki. Jakże bowiem cudowne jest to, że z banalnych
oporników i innych elektronicznych „cyngwajsów” można poskładać
maszynę, która wykonuje operacje matematyczne szybciej od nas samych i
potrafi wykreować wirtualne światy w których możemy oglądać
„zmartwychwstałe dinozaury”. Jakże wielką cudownością jest to, że za
pomocą czysto mechanicznych przecież zabiegów można (klonować) stwarzać
organizmy o nowych właściwościach. Czy to są jeszcze zbyt małe
cudowności ??? Czy one nie wystarczą do rozwoju duchowego
Człowieka ? Czy z tych cudowności nie wynika przypadkiem pośrednio
wielka unifikacja człowieka, zwierząt oraz całej przyrody ożywionej i
nieożywionej.
Zdaniem Furtianów taka wielka unifikacja pojawia się już na horyzoncie
współczesnej wiedzy i niestety tradycyjnie rozumiana filozofia ma w tym
temacie bardzo mało do powiedzenia.
A gdyby tylko chciała i potrafiła odrzucić irracjonalne obawy - mogłaby
mieć głos znaczący, z pożytkiem dla nas wszystkich.
Bo nie masz na tej ziemi nikogo, kto zbliża się bardziej do poznania
praw jakiejś cząstki natury (po chrześcijańsku nazywanej Bogiem) jak
naukowiec pracujący nad tworzywami sztucznymi. On właśnie - aby móc
wytworzyć "sztuczne" musi wpierw doskonale poznać to co jest naturalne!
To właśnie on posiadł jakiś drobny fragment najprawdziwszej wiedzy -
nie zaś uczeni filozofowie snujący swoje rozważania o rozważaniach.
Wiem jedno. Przeciętny inżynier o wiele łatwiej zrozumie (dla
przykładu) z pozoru obce mu zjawiska społeczne, bo ławo uchwyci
podobieństwo tych zjawisk fizycznych, do inercji, bariery potencjału,
rozkładu normalnego, kumulacji naprężeń i gromadzenia się defektów w
sieci krystalicznej... ...oraz do wielu innych praw i wzorów którymi
się na codzień posługuje.
Przyjdzie mu to o wiele łatwiej niż filozofowi, dla którego ten świat
ścisłej „praktyki” którą w duchu pogardza - pozostaje zamknięty.
Kryteria jakie musi spełnić rozumowanie inżynierskie są o wiele
ostrzejsze i bardziej jednoznaczne niż w świecie filozofów. To właśnie
z tego powodu młoda studentka w podnieceniu wykrzyknęła niemal na całe
gardło: "...z Ryśkiem ! On jest z Politechniki. To jest mózg !!!"
Nie chcę swoich czytelników zanudzać długimi wywodami. Nie potrafię w
jednym skromnym komentarzu napisać o wszystkim, co nasunęło mi się na
myśl w związku z lekturą wywiadu „Nie ma szczęścia bez myślenia”.
Jednak jedno dla mnie jest pewne. Bez myślenia byłbym bardzo
nieszczęśliwym człowiekiem. Mam nadzieję, że w obecnej sytuacji
politycznej nikt nie będzie mnie przymuszał do rozumowania
jedyniesłusznymi kategoriami.
Furtian Wacław
Powrót do listy tematów.