Kochani
(katolicka wersja miłości) forumowicze.
Warsztaty założone na tym topiku, są przeznaczone dla osób ambitnych,
które chciałyby w praktyce stosować nieco bardziej wyrafinowaną
moralność.
Aspirantów do Młodzieży Wszechpolskiej moja oferta zapewne nie
zainteresuje. W tej organizacji używa się prostszych i bardziej
masowych zasad moralnych, reprezentowanych przez tzw. "słowa-klucze"
typu:
- żydzior
- pedał
- lesba
- @@@@@@@@@@@@@
- itd. itd. itd.
Niezbyt skomplikowane zestawienia tych słów typu:
"Naszczałem w dupę około 100 furtianom, żaden nie protestował."
są łatwe w użyciu i mają dodatkowy, bardzo istotny walor emocjonalny.
Ponieważ wyżej wymienione "słowa-klucze" znajdują się w powszechnym
użyciu, stosowanie moralności na tym poziomie przeważnie nie nastręcza
nikomu najmniejszych problemów.
Moralność dla kandydatów do Opus Dei jest o znacznie bardziej
skomplikowana i wymaga pewnego treningu. Niezbędne jest przyswojenie
sobie i stosowanie w praktyce poniższych zasad:
1. Nie bójmy się lżyć (pomawiać) kogokolwiek. Przytłaczająca wiekszość
ludzi uwielbia biernie przygladać się lżeniu innych osób - zupełnie tak
samo, jak lubi oglądać wypadki drogowe. Nikt nie pomoże, ale
zbiegowisko jest. A przecież o oddziaływanie na zbiegowisko chodzi temu
który lży. Obserwatorzy doznają rodzaju ulgi na myśl, że ktoś właśnie
jest lżony - ale także i tym razem to nie on jest celem pomówień.
2. Lżąc nieustannie dawajmy do zrozumienia otoczeniu, że jesteśmy
niekwestionowanym autorytetem - najlepiej naukowym. Sztuka polega na
poinformowaniu gapiów, że jesteśmy np. "doc.dr.hab." nie mówiąc o tym
wprost. Gdy osiagniemy ten cel, nikt już nie będzie zastanawiał się nad
tym, "co się mówi" lecz "kto to mówi". A skoro będziemy lżyć jako
autorytet, nasze potwarze będą automatycznie przyjmowane za pewnik.
3. Mijmy świadomość działania "mechanizmu lżenia". On zawsze działa na
naszą korzyść. Gapie przyglądające się lżeniu rozumują zawsze w ten sam
sposób:
- jeśli lżony nie reaguje na obelgi, wnioskują że "coś w tym musi
jednak być"
- jesli lżony reaguje na obelgi i je dementuje, oznacza to zasadę
"tylko winny się tłumaczy".
- jeśli lżony reaguje obelgami na obelgi - wiadomo, że jest chamidłem
podnoszącym rękę na święty autorytet (np. "doc.dr.hab." )
- jeśli lżony "ucieknie" z zasięgu naszych obelg, zadziała zasada
"nieobecni nie mają racji".
Jak widać mechanizm funkcjonowania lżenia powoduje, że możemy lżyć
dowolne osoby bez żadnych przeszkód. Sam fakt, że rozpoczęliśmy lżenie
(pomawianie) powoduje, że jesteśmy (w tym akcie naszej nieskazitelnej
moralności) skazani na sukces !!!
4. Lżąc (pomawiając) unikajmy jak ognia, stosowania wyrazów uznawanych
powszechnie za obraźliwe. Nie stosujmy "słow-kluczy" używanych w
organizacji Młodzież Wszechpolska.
Dla przykładu - zamiast napisać zwyczajnie, że ktoś jest "pedałem" -
twierdźmy z całą naukową powagą, że osobnik (którego lżymy) jest np.
"seksualnym dewiantem". Na naszym poziomie, stosowanie "słów-kluczy"
jest brakiem profesjonalizmu lżenia.
5. Nieustannie pamiętajmy o zasadzie "ostatniego słowa". Nie możemy
dopuścić do sytuacji, w której osoba którą lżymy nas "przegada"
(katowrzask).
Gawieź obserwująca (z reguły z rozbawieniem) jak sprawnie kogoś lżymy,
stosuje nieustannie zasadę "nieobecni nie mają racji" i nie wnikają (bo
to zbyt trudne) w sens wypowiedzi. O naszym zwycięstwie decyduje to -
że to my (a nie lżony) pozostaliśmy na placu boju.
6. Jeśli to tylko możliwe, podszywajmy sie pod lżonego i wypowiadajmy w
jego imieniu kompromitujace teksty. Jeśli jest to technicznie
niewykonalne, twierdźmy z całą mocą naszego autorytetu, że lżony te
kompromitujace teksty rzeczywiscie wypowiadał. Przecież nikt z gapiów
przyglądajacych się lżeniu nie bedzie tego sprawdzał...
7. Powtarzajmy nieustannie raz wypowiedzialne pomówienia - nawet wtedy,
gdy osobie lżonej udało sie je skutecznie zdementować. Zadanie kłamu
naszym potwarzom jest zazwyczaj bardzo skomplikowaną i długą procedurą.
Nikt tymczasem nie lubi czytać długich tekstów. W odróżnieniu od tego
lapidarnie sformołowne pomówienie łatwo zapada w pamięć. Powtarzając
pomówienie sprawiamy, że utrwala się w pamięci gapiów. Fakt, że
pomówienie zostało skutecznie zdementowane nie ma żadnego znaczenia.
Kochani (katolicka wersja miłości) Forumowicze.
Już czas przejść od teorii od praktyki. Proponuję, abyście przystapili
do samodzielnego formułowania pomówien - pamietając o powyższych
zasadach.
Na początek możecie zacząć pomawiać mnie o to, że:
- jestem komuchem
- jestem księżyną
- jestem pedałem
- jestem debilem
Trening czyni mistrza ! Naukową pomocą w sprawnym lżeniu mogą wam
służyć posty i topiki stałych rezydentów Opus Dei tego forum.
Sprawne lzenie z zachowaniem zasad tej sztuki może i wam dać awans do
tej "świetej" grupy katolickich autorytetów moralnych.
Życzę samych sukcesów. Błachachachacha !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Niech moralność katolicka na stałe wam towarzyszy - kochani, nawróceni
towarzysze. Błachachachacha !!!!!!!!!!!!!!!!!
Furtian Wacław
|